Tagi

,

(…) czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość

możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek

ale
…….mam w dupie małe miasteczka
…….mam w dupie małe miasteczka
…….mam w dupie małe miasteczka”

I w zasadzie można byłoby zakończyć recenzję tej książki fragmentem wiersza Andrzeja Bursy.

Jedyne co się czuje czytając te reportaże, to złość i rozczarowanie. Ale cieszy też to, że są jeszcze w małych miasteczkach, tej „Polsce B” ludzie, którym się jeszcze chce robić cokolwiek. Ludzi, którzy wierzą, że mnożna i udowadniają, że jednak można. Ich chwile radości i sukcesu to chwile niezwykle rzadkie, w kraju, gdzie „kombinowanie i cwaniactwo” podniesiono do rangi hasła, które można z powodzeniem umieścić obok „Bóg, honor, ojczyzna” na sztandarach.

Gorzka, niezwykle gorzka literatura faktu, którą trzeba znać, bo świat nie jest w cale taki różowy, jak by się mogło wydawać. Rodacy przeważnie patrzą przez pryzmat zysku i kieszeni, więc jeśli trafi się jakiś altruista, to zamiast nosić go na rękach, większość rzuca mu kłody pod nogi.

Co zastanawiające, w czasach „znienawidzonego” przez wszystkich PRL-u, bo było zawsze szaro i smutno i nijako, akurat wówczas ludzie potrafili w tej całej biedzie i szarości utrzymać ze sobą więzi, których rozluźnienie powoduje efekt m.in wyludniania się małych miasteczek. Zapewne powstało już sporo prac socjologicznych na ten temat, ale fakt jest faktem. Społeczeństwo się starzeje, a małe miasteczka upadają. Mam tylko nadzieję, że nie znikną z powierzchni i „Zapaść…” nie będzie jednym z niewielu smutnych świadectw ich istnienia.