Tagi

Trochę naiwnie pisana książka dla typowego anglika, ale jakże przyjemnie się czyta.

Bernard Newman to przede wszystkim typ europejskiego globtrotera, który na swoim wiernym rowerze Gorge’u przemierzał szlaki i bezdroża Europy. Na inne zasługi Newmana na tle polityczno-szpiegowskim opuśćmy kurtynę milczenia. Mnie interesuje wyłącznie wkład jaki miał autor w literaturę.

Bernard Newman w 1934 r. przyjechał na wycieczkę rowerową (ok. 3000 mil) do Polski. Odwiedził Gdańsk, Gdynię, Gniezno, Łowicz, Huculszczyznę, obecną Ukrainę, ówczesną litwę i Prusy…. Słowem napedałował się zdrowo. Przy okazji napisał relację z tej podróży, która w całości ukazała się dopiero w 2021 r. i stanowi źródło kilku ciekawych informacji. Przede wszystkim jak wyglądała ówczesna Polska i z jakimi problemami się mierzyła. No i jak to wszystko wyglądało w oczach typowego anglika. Dostrzegał problemy, rzeczy dobre i rzeczy złe. A biorąc pod uwagę, że w owym czasie ilość dróg, po których można by poruszać się rowerem była ograniczona, to i tak autor potraktował Polskę bardzo ulgowo.

To co mnie trochę raziło to taki lekko naiwny styl pisania, po łebkach. Nie ujmuje to jednak absolutnie uroku tej książce. Czyta się ją bardzo lekko i szybko. Nie jest to może szczyt literatury podróżniczej, ale bieżmy pod uwagę dwie rzeczy: po pierwsze książka była pisana w latach trzydziestych XX w., stąd jej styl może trącić myszką. Po drugie, czyta się lepiej niż jakąkolwiek książkę… Beaty Pawlikowskiej.

To co mi szczególnie podobało się w „Podróży rowerem przez II RP…” to szczera pogodność autora zjednująca mu ludzi w każdych okolicznościach oraz pokazywanie znanych nam obecnie z historii zdarzeń z punktu widzenia owczesnego Europejczyka. Nie zawsze trafne (tu mam na myśli np. jego dość pobłażliwą ocenę Hitlera – dzisiaj bogatsi o doświadczenia II Wojny światowej łatwiej oceniamy ten fragment dziejów), ale nieodmiennie ciekawe.

Tak więc niezobowiązująca lektura podróżnicza w sam raz dla każdego.